(Droga Krzyżowa)
Zostawił za sobą drzewo, osiołka, kosz jabłek.
Znowu zwróciliśmy nasze twarze ku miastu.
Jakiś człowiek widział jak chłopiec przehandlowany za srebro
Odszedł z wielbłądami.
Przy kamieniu, z potłuczonymi kolanami stał chłopiec.
Chłopiec za chłopcem, twarze pogodne, ruchliwe, wysokie jak zboże,
Nigdy samotne słoneczne wejrzenie.
W południe byliśmy już w obejściu Szymona.
Tam się zatrzymał.
Wciąż tańczył, piszczałki w ustach, zabawa pasterzy.
W domu Weroniki poprosił o miskę z wodą.
Ona pokazała nam ręcznik,
Plama radosnej krwi i kurzu w środku.
Trzej żebracy z zawiązanymi językami
We wsi następnej.
Patyk pisał po ziemi.
Kobiety obok bladozielonych rozczapierzonych palców.
To już godzina jak młode włosy
Pobiegły z wiatrem ku miastu.
Krążyliśmy, z wolna, ślad stopy w rosie.
Chmura,
Czerwone strzępy, wyschnięte serce dnia.
Szczypta gwiazd (drobiny martwej soli). Położyłem
Czaszkę obok czaszki żywej.
O świcie zanieśliśmy nasze czaszki do Gołębiej Bramy.
Targowisko, wrzawa duchów i czaszek.
Czaszki prowadziły transakcje, robiły miny, wyglądały przez okna, uśmiechały się.
Duchy pojawiały się i znikały.
My, ludzie o zapadniętych oczach, o południu, ściągnęliśmy do świątyni.
W ulewie jabłoniowego kwiecia
Doktorzy praw czytali nagrobki.
George Mackay Brown
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz