AUTOPORTRET W WYPUKŁYM LUSTRZE (fragment)

Jak u Parmigianina, prawa ręka
Większa niż głowa, wypchnięta na patrzącego
I miękko odchylona, jakby chciała osłonić
To, co zapowiada. Okno w ramkach z ołowiu, stare belki stropu,
Futro, marszczony muślin, pierścionek z koralem stopiony
Z gestem dającym wsparcie twarzy, która
Napływa i cofa się jak ręka,
Tyle że nie udziela się. Skazano ją na
Odosobnienie. Vasari mówi: "Któregoś dnia Francesco zaczął
Malować własny portret, przeglądając się tym celu
W wypukłym lustrze, jakich używają golarze...
Zlecił zatem cieśli utoczyć kulę z drewna, i
Podzieliwszy ją na dwoje, doprowadziwszy do rozmiarów lustra, jął
Z wielkim kunsztem kopiować wszystko, co ujrzał w zwierciadle",
Zwłaszcza swoje odbicie, którego portret
Jest odbiciem kolejnym.
Zwierciadło postanowiło odbić tylko to, co ujrzał,
Co jego celom wystarczało: podobiznę
Szklistą, pokrytą balsamem, pod kątem 180 stopni.
Pora dnia, czy może gęstość światła
Które lgnie do twarzy sprawia, że twarz jest
Ciągle żywa i nienaruszona w cyklicznej fali
Swych powrotów. Dusza instaluje się sama.
Lecz jak daleko może odpłynąć przez te oczy
A mimo to bezpiecznie wrócić do swego gniazda?
               Powierzchnia
Lustra jest wypukła, więc dystans znacznie
Rośnie; to znaczy rośnie dość, aby wykazać
Że dusza jest niewolnicą, traktowaną po ludzku, trzymaną
W stanie zawieszenia, niezdolną się wysunąć dalej
Niż do miejsca, skąd twój wzrok rozcina obraz.
Na jego widok papież Klemens i cały dwór
"Zgłupieli", jak mówi Vesari, i obiecali cos zamówić,
Co nigdy nie doszło do skutku. Dusza powinna zostać tam gdzie jest,
Choć trawi ją niepokój, gdy słyszy deszcz na szybie,
Westchnienia jesiennych liści, które młóci wiatr,
I chciałaby być wolna, wydostać się, lecz musi dalej
Pozować ze swojego miejsca. Powinna się poruszać
Możliwie jak najmniej. Tak mówi portret.
Ale w tym wzroku jest jakieś połączenie
Czułości, rozbawienia, żalu, na tyle w swej powściągliwości
Silnych, że patrzeć długo nie można.
Tajemnica jest nazbyt jawna. Jej boleść bije w oczy,
Wyciska strumień łez: bo dusza nie jest duszą,
Nie ma tajemnic, jest mała, i doskonale
Mieści się w dziupli: swym pomieszczeniu, w chwili naszej uwagi.
Oto melodia, ale brak jej słów.
Słowa to tylko spekulacja
(od łacińskiego speculum, lustro):
Szukają, lecz nie potrafią znaleźć znaczenia muzyki.
Widzimy tylko pozy snu,
Pasażerowie kołysania, które
Ujawnia nam tę twarz pod niebem przedwieczoru, bez
Sztucznego nieporządku na dowód autentyzmu.
Lecz jest to życie w kuli.
Chciałoby się wysunąć rękę
Poza kulę, ale jej kształt,
I to, co ją unosi, nie pozwala.
Na pewno właśnie dlatego, a nie przez odruch
Żeby coś ukryć, ręka przytłacza swą wielkością
Gdy cofa się nieznacznie. Nie sposób tak ją
Skonstruować, ażeby była płaska jak fragment muru:
Musi się włączyć do okręgu,
Wrócić do ciała, którego się wydaje
Tak niewiarygodną częścią, odgrodzić i ochronić twarz
Na której trudy tych okoliczności przypominają
Cień uśmiechu, iskierkę
Albo gwiazdę, już nie wiadomo, czy widzianą
Z chwilą gdy wraca ciemność. Przewrotne światło
Co pragnie być subtelne, z góry wyklucza myśl o
Oświetlaniu: rzecz błaha, ale zamierzona.
Francesco, twoja ręka jest wystarczająco wielka
Żeby rozsadzić sfery i nazbyt, można by
Pomyśleć, wielka, żeby zaplatać delikatną sieć
Co świadczy tylko za ich dalszym trwaniem.
(Wielka, lecz nie prostacka, tyle że w innej skali,
Niby wieloryb drzemiący na dnie morza
Naprzeciw maleńkiego, dumnego statku
Na powierzchni.) lecz twoje oczy głoszą
Że wszystko jest powierzchnią: powierzchnią to, co widać,
A nic nie może istnieć, poza tym, co widać.
W pokoju nie ma kątów, tylko alkowy,
I okno też niewiele znaczy, i tamten
Skrawek okna czy może lustra z prawej, nawet
Jako wskaźnik pogody, co po francusku określana jest
Słowem le tamps, oznaczającym czas, i która
Podąża drogą, gdzie zmiany to jedynie
Znak całości. całość jest trwała w ramach
Nietrwałości, to kula jak nasza, spoczywająca
Na piedestale z próżni, piłeczka pingpongowa
Unoszona pewnie przez swój strumień wody.
I tak jak nie ma słów, żeby określić powierzchnię, to znaczy
Słów, co powiedziałyby, czym jest naprawdę, ze nie jest
Czymś zewnętrznym, ale widzialnym sednem, tak samo nie ma
Wyjścia z problemu współodczuwanie contra doświadczenie.
Ty pozostaniesz, rozhuśtany, pogodny
W swym geście ni to obejmowania, ni przestrogi,
ale zawierającym coś z obydwu w czystej
Afirmacji, która nie afirmuje nic.


z tomu Self-Oortrait in Convex Mirror, 1975.


John Ashbery
przełożył Piotr Sommer


Parmigianino. Autoportret w wypukłym lustrze (1523-1524).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz