W pierwszym tygodniu gleba nie ukazała nic,
prócz szczęki ryjówki o barwie homara,
bawolego węża usidlonego
w ostatnim, przeciągłym ryku
i ochrowej myszy trzymającej się
za głowę, jakby nasze rydle przyprawiły ją
o migrenę. Potem napotkaliśmy paciorki
z ptasiej kości, muszle małży,
wreszcie trafiliśmy na kręgosłup.
Kopiąc wolno, posuwaliśmy się wzdłuż niego
na północ, w kierunku górującego nad rzeką
zespołu topoli, a dalej
spłacheć porzuconych furgonetek i pługów
chłonął słońce.
Poniżej łopatek
zrobiliśmy przerwę na lunch.
Później wróciliśmy do pracy,
zapuszczając się w głąb ciała,
to obierając je z ziemi
niczym egzotyczny owoc,
to grzebiąc między żebrami
jak w zepsutych zębach
bolących od resztek mięsa.
Byliśmy całkiem mokrzy,
tłukliśmy pszczoły potowe
szturmujące sól
na naszych plecach -
ale nabierał kształtu,
zaczynał przypominać,
odkąd ukazała się miednica,
człowieka. Odsłoniliśmy
uda i kruche, spiczaste stopy,
potem zabraliśmy się za czaszkę.
Po starannym wygoleniu, odcinając
robaki, które wiły się tam
pokrętnie niczym obnażony mózg,
wydobyliśmy jego twarz bez wyrazu,
kościste czoło,
i wreszcie, z tyłu szyi,
grot strzały tkwiący między kręgami.
Ziemia dudniła nam pod kolanami -
szybko wyjęliśmy Polaroid
i pstryknęliśmy go z kilku stron -
pominąwszy rozpadające się palce
trudno by sobie wymarzyć lepszy okaz...
Następnie zawinęliśmy go w folię.
Jutro sporządzimy odlew gipsowy
i zawiesimy go w szkole.
Gary Gildner
przełożył Piotr Kołyszko
Gary Gildner urodził się w 1938 roku w
West Branch, MI. Uczęszczał na Michigan State University. Pracował w Northern
Michigan University, był profesorem języka angielskiego na Drake University i
McGee, również w Davidson College.
Ponadto pełnił funkcję wykładowcy na Uniwersytecie Warszawskim, pracował
w Polsce i w dawnej Czechosłowacji. Pisarz i poeta. Wykładowca w klubie Manhattan Theatre, a także
w około trzystu uczelni i szkół w Stanach Zjednoczonych i za granicą. Językoznawca,
laureat wielu nagród literackich. Zobacz TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz