KSIĘŻYC JAK PENIS

Było to w 1970-tym, w noc przed Dniem Kolumba,
a duchota sprawiała, że dość chłodny dzień
wydawał się cieplejszy, nawet jakby lepki.
Kilka apatycznych szpaków beznamiętnie grzebało
w opadłych liściach: z wiązów, co jeśli na nie spojrzeć,
kruszeją w ciszy.

Chmura pocałowała mnie.
Księżyc wyszedł jak biały szpic
wysłany do śródmieścia po gazetę.
Królik Spatsy kica w swojej klatce.
Chrupie gruszkę.
Pomyślałem, że życie nie powinno nigdy
pytać: "Jaki pożytek z tego?" a tylko
"akceptować pogodnie",
gdy zobaczyłem twarz

a jak korzyść z tego, że tęsknimy
za czymś, czego nie można mieć, nigdy nie będzie się miało?
Wrócił już szpic, od Silvera,
z gazetą. Nie tą gazetą.
Zbić psa czy go pochwalić?
czytamy o odkryciach przy zamglonym księżycu,
staje dziś, czujny jak królicze ucho.

James Schuyler
przełożył Andrzej Szuba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz