23.03.66

Dziwny, wiosenny czas, łagodny i wyblakły
koloru przeziębionej głowy.
Powietrze spieszy się. Gałęzie
idą donikąd, jak ocean,
wiosenna sól odtyka zatoki. Zimowa nie odtyka.
Wszystko rozsiada się wokół: stodoła bez okapu,
pękaty domek na swej działce
jak kot w kącie, pole ze swoim koniem.
Przelatujący samolot zostawia ślad,
czujne chrapnięcie. Przejeżdża
ciężarówka, zapamiętana jako szybkie tasowanie
kart do pasjansa. A stary biedny garbaty trawnik
zdobią irlandzkie brwi cebulowej trawy.
Deszcz na karku pachnie stęchlizną,
wiosna nie bardziej rozbudzona
niż pierwsze przeciąganie się poranne
i nie bardziej zaspana. Rośnięcie
i zanikanie, w obrazach i dźwiękach, podczas gdy wczoraj w nocy
ogień przyłapał nas na głośnej lekturze Wielkich nadziei 
i czmychnął kominem.


James Schuyler
przełożył Andrzej Szuba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz