mknąć z wiatrem, żeby dogodzić lutemu,
tak mnie - na scenę wyjść, by wam dogodzić.
Przyszłam i mówię... lecz nie wierzcie temu.
Mnie nie pierwszyzna czuły wasz i srogi
wzrok skórą przyjąć niczym oparzenie.
Mój głos jak śnieg upadnie wam pod nogi
i umrze też jak śnieg wdeptany w ziemię.
Nie mogę! Sił mi brak! Odmawiam! Prosto
na szafot - ze szpitalnych prześcieradeł?
Ach, jaki w skroni mróz, w łopatkach rozpacz!
Niech ktoś zatrzyma czas, przerwie tyradę!
Na ostrzu liny, na krawędzi nieba,
tancerko, tańcz, dopóki nie runęłaś.
Wiem - umrę, lecz się ocknę, jeśli trzeba.
tak będzie znowu. Tak już było nieraz.
I wyczerpana do dna przez widownię
wpatrzoną - na tym strawię życie całe.
Lecz mój kochanek jest spokojny o mnie.
Jego nie zhańbię, siebie nie ocalę.
Z krtanią bolesną od mowy krwotoku
zdołam zza kulis wesoło wybiegnąć,
choć wszystkie twarze w półprzymkniętym oku
coraz wyraźniej zlewają się w jedną.
W ukłon zamienię gestu nieporadność.
Słów mi nie szkoda, nie żal męki tyle.
Starczy wam tego na niewielką radość?
Niech nie na zawsze - niech na jedną chwilę...
Bella Achmadulina
przełożył Wiktor Woroszylski
Edgar Degas. Primabalerina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz