Wróciłem. Ale moc
opuściła moje palce
a klucz nie chciał się obrócić.
Jakiś morski jeżyk tkwił
pod moim językiem. A ja płakałem,
pragnąc migotliwego wędzidełka
i przyjemności słów.
Bowiem cisza zapadła
i wciąż jej przybywało.
Tam gdzie próg był wytarty
jak zbyt długo ostrzony nóż,
czekałem, aby wejść.
Myśląc, myśląc wciąż o tym:
jak dziedzic tronu
ustawił się w kolejce po żyletkę,
i pół kilo krówek,
i przeliczał resztę,
który kiedyś posiadał puszcze,
głębokie, mokre pola,
i szlifierza noży
z jego strugą iskier.
Który śpi w brudnej bluzie,
wspominając regimenty,
i wszystkie motyle,
co siedziały na epoletach
niczym złote bazie,
kiedy dzień dobiegał kresu.
z tomu Rich
Craig Raine
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz