WOLNY ŚWIAT...

Wolny świat poruszając się swym ruchem w błękicie ani rusz nie nadąża
i z czym tu nadążyć: na przemian to noc, to wschód słońca,
                                  dochodzi świt, zmierzchanie, noc, jutrzenka znowu,
trzydzieści tysięcy kroków, trzy morskie wyprawy: to jedna doba;
doba w republice, prawie w tej samej sadzawce.

                                   Toczą się wozy. A królowie
zasiędą w nich, z wyhaftowanymi czterema porami roku, z początkiem piątej,
razem dwanaście pór, z księżycem łącznie: jazda, noc zostawiona z tyłu jest przed nami,
                                   jedziemy przez nią, kwiaty sypiący na ziemię,
a mimo to nie nadążamy.

Jak to możliwe, że wciąż jeszcze oddychamy, chociaż powietrze nie jest już żywiołem,
co sprawia, że ufamy w niepojętą dobroć samej ziemi, gdy dźwiga nas już nie wierzących,
wszak była kołyszącym statkiem, pewnym pokładem pod nogami,
i gdy już nie ma jej pośrodku, to nie ma jej nigdzie
                                    i fale nas huśtają.

Sama dziewica naga jest, choć prawda jest ubrana, cała jest szatą.
                                    Jak mielibyśmy zdążyć?
Nie mamy tyrana, by doń pielgrzymować, ani obramowania, by się w nim poruszać,
postępujemy jedynie, nigdy nie powracając i nigdzie nie zdążymy.

Z osobna tyran jest wielki, ukoronowany i porusza się w błękicie,
msza koronacyjna dla tyrana, który jest wielki,
                                     wielki przez swoje wyobrażenie,
                                     latarnią morską jest i samym morzem.

Paavo Haavikko
przełożył Jerzy Litwiniuk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz