bez mego życia przemijają,
po poniedziałku znów poniedziałek
i najwspanialsze me udręki
na flecie grają monotonnie.
Wokół wszystko się kurczy i zamknięcia
szuka. W ogrodzie przdwcześnie postarzałe
niezapylone margaretki. Jakby
ten rok, ten czas był tylko perspektywą chrząszcza,
też czekam wśród garbatych kopców
na duszny koniec wieku. Obracam się, kręcę
w kółko pośród miedzianych traw. Oto znów
ukradli mi życie i powyrywali
zielone skrzydła ze wszystkich moich drzew,
duszę z mych słów wyrwali i nawet słoneczników
także zdmuchnęli olimpijski płomień,
,
jak płomyk zapałki... Me wspomnienia, cudowne
żółte ognie, może na włosach cherubinów
lśni jeszcze wasze światło! Na podwórzu Boga,
tam, tam na piórze drozda!

przełożył Bohdan Zadura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz