CMENTARZ ŻYDOWSKI W WARSZAWIE

Pięćset tysięcy kamieni milczy
w nieskończoność.
Ileś razy Mendelsohn, ileś razy Cohn.
Na kolumnach wieńce wskazują na córki.
Inne głoszą po hebrajsku, że nagrodą Pan.

Jak okiem sięgnąć grób przy grobie
i setki tysięcy drzew,
korzeni, płyt nagrobnych tych,
którzy przez wiek
mieli w tym mieście swój dom.

Co grobowiec to zapadnięty.
Wynalazcy esperanta świeci mozaika gwiazd.
A tędy, ulicą przy ghetcie, chodzili oprawcy,
tu jak hycle chwytali żydowskie dzieci,
koczując tysiącami w ruinach grobów.

W czerwonej mycce zbliża się mężczyzna
imieniem Pinkusa, zaszczute,
uratowane dziecko cmentarza.
Mówi, że nie czuje nienawiści, a ci umarli
i wieczna wiara, to cały jego świat.

A płyty dzień i noc
przewracają się dziesiątkami z biegiem lat.
I nikt nie ma siły
ich podnieść.


Herbert J. Becher
przełożył Jacek Buras

Witold Warzywoda. Cmentarz Żydowski I.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz