to było coś, jak żywiołowa klęska,
ale zaczęliśmy ze sobą żyć,
bez oglądania się na skutki i następstwa.
Twoim znajomkom kazałem iść wont,
dałem, co miałem, wyciągnąłem z błota,
choć się za tobą ciągnął długi rząd,
długachny rząd romansów twych przelotnych.
Potem waliłem typów jakich w pysk,
dosyć paskudne miałaś towarzystwo,
chociaż, nie przeczę, mogło być wśród nich
paru facetów fajnych mimo wszystko.
Spełniałem w lot życzenie każde twe,
chciałem, by noc poślubna trwała wiecznie,
dla ciebie raz rzucałem z okna się,
lecz, chwała Bogu, dosyć nieskutecznie.
I gdybyś była wierna cały czas,
kiedym do pudła poszedł na odsiadkę,
skradłbym dla ciebie z pół tuzina gwiazd
i z murów Kremla parę wież w dodatku.
Palcem cię nie tknę, gdy się zjawisz znów
zdradę wybaczę, tylko przestań kręcić,
zechcesz, Łużniki rzucę ci do stóp,
lub dam w prezencie cały Teatr Wielki!
Teraz się wszystko zacznie jeszcze raz,
kołowrót spotkań i nocy intymnych,
a ja się boję - ciebie, siebie, nas -
jak Japończycy nowej Hiroszimy.
Władimir Wysocki
przełożył Michał B. Jagiełło
Maciej Cieśla. Kompozycja z kobietą i martwą naturą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz