IZAAK


Drzwi się otwarły z wolna
Mój ojciec przez nie wszedł
Miałem wtedy dziewięć lat
I stanął tuż nade mną
Z błyskiem w błękitnych oczach
Zimno zabrzmiał jego głos
Gdy powiedział: miałem wizję
Jestem silny jestem święty
Muszę czynić co rzekł Pan
I ruszyliśmy pod górę
Ojciec kroczył a ja biegłem
Złoty topór w ręku niósł

Drzewa malały w oczach
Staw zmienił się w lusterko
Ojciec wypił wina łyk
I odrzucił pustą butlę
Gdy rozprysła się w kawałki
Mocno ujął moją dłoń
Zobaczyłem w górze orła
A może to sęp kołował
Nie wiem tego po dziś dzień
Ojciec zaczął stawiać ołtarz
Raz obejrzał się przez ramię
Nie pilnował wcale mnie

Wy co stawiacie ołtarze dziś
I poświęcacie dzieci swe
Nie czyńcie więcej tak
Bo schemat nie jest wizją
I nikogo z was nie kusił
Ani Szatan ani Bóg
Wy co stoicie nad nimi dziś
I wznosicie tępe ostrza
Was nie było wtedy tam
Gdy leżałem sam na górze
I zadrżała ręka ojca
Porażona pięknem Słów.

Więc gdy mnie zowiesz bratem dziś
Wybacz jeśli zapytam cię
Jaki masz braterstwa wzór?
Gdy się wszystko rozpada w pył
Pod przymusem zabiję cię
Lecz pomogę - gdy będę mógł
Gdy się wszystko rozpada w pył
Pod przymusem pomogę ci
Lecz zabiję - gdy będę mógł
Z litości nad naszym mundurem
Ludzi wojny ludzi pokoju
Paw rozpostarł ogon swój


Leonard Cohen
przełożył Maciej Karpiński

Juan de Valdes Leal. Ofiara Izaaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz