Leżę na łące w Szwecji
powalony - i świeci
mi w oczy spodnią bielą
obłoków wolny przelot.
powalony - i świeci
mi w oczy spodnią bielą
obłoków wolny przelot.
Wdowa po mnie, na łące
gdzieś dalej, zbiera drżące
koniczynki na wianek:
dostanie go kochanek.
gdzieś dalej, zbiera drżące
koniczynki na wianek:
dostanie go kochanek.
Braliśmy ślub w niedzielę
w granitowym kościele.
Śnieg użyczył jej światła,
w sośnie mieliśmy świadka.
w granitowym kościele.
Śnieg użyczył jej światła,
w sośnie mieliśmy świadka.
Kąpała się w owalu
stawu, lustra z opalu
w oprawie trzcin i wiklin.
I co noc - czymś niezwykłym
stawu, lustra z opalu
w oprawie trzcin i wiklin.
I co noc - czymś niezwykłym
było uparte słońce
jej włosów, miedzią lśniące
na poduszce tuż obok,
jakby dźwigał je obłok.
jej włosów, miedzią lśniące
na poduszce tuż obok,
jakby dźwigał je obłok.
Poprzez dal mnie dobiega
dźwięk wciąż tego samego
sopranu: pieśń "Jaskółka".
Chciałbym się w nią zasłuchać,
dźwięk wciąż tego samego
sopranu: pieśń "Jaskółka".
Chciałbym się w nią zasłuchać,
ale gęstnieje wieczór,
cień się czai w powietrzu
i łąk malejąca przestrzeń
ziębi mi plecy dreszczem.
cień się czai w powietrzu
i łąk malejąca przestrzeń
ziębi mi plecy dreszczem.
Gdy tak leżę w agonii
oko wciąż gwiazdy goni.
Wenus, punkt gorejący:
nie, nikt nas nie rozłączy.
oko wciąż gwiazdy goni.
Wenus, punkt gorejący:
nie, nikt nas nie rozłączy.
Josif Brodski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz