ŁYŻWIARZE (fragment)

Wiele można było powiedzieć na rzecz sztormów
Aleś jak gdyby je zarzucił na rzecz nieskończonego światła.
Nie powiem, żeby ta zmiana była według mnie czymś znacznie lepszym.
W tych letnich nocach, co ciągną się przez wieczność, jest coś
co budzi lęk...

Zbliżamy się, jak sądzę, do wybrzeży Maurów, w bateau.
Ciekawe, czy znajdę tam przyjaciół
Czy przyszłość łaskawsza będzie dla mnie niż na przykład przeszłość,
I cały jestem gotów dać się zaskoczyć i stwierdzić, że wcale nie.

A jednak, nastawiłem się na tę podróż i wszystko, co przyjdzie mi do głowy.
Nie to, że się nie boję, ale zostało bardzo mało czasu.
Robiłeś pewnie przygotowania do wyjazdu, i znasz uczucie.
Raptem, któregoś ranka, na stację wjeżdża niewielki pociąg,
lecz ach, jakże

Jest duży! O ileż większy i szybszy od tego, coś się mógł dowiedzieć.
Jakiś bogaty student w starej obwisłej jesionce czeka na niego, żeby wsiąść.
"Dlaczego chcesz jechać t a m - pytają wszyscy. - Lepiej
jest w drugim kierunku."
Bo rzeczywiście. Tam w każdym razie człowiek jest wolny.
A gdzie ty jedziesz, nikt.

A jednak są do odwiedzenia parki i biblioteki, "la Bibliothèque Municipale",
Hotele do rezerwacji i cały ten gnój. Stare amerykańskie
filmy z dubbingiem w obcym języku,
Kawa i whisky, niedopałki cygar. Nikomu to nie wadzi.
I deszcz na nastroszonej wełnie twego palta.
Rozumiem już, że nigdy nie wiedziałem, dlaczego chcę tu dojść.

Ale też nigdy nie powrócę do przeszłości, na tamten strych -
Choćby tamte żaglówki były piękniejsze od tych tutaj, o które się opieram,
Zdobnych w diamenty, pomarańcze i szkarłaty,
Raz jeszcze unoszących mnie w wyprawę po nieznane. Te żagle są dla mnie samym życiem.

Słyszałem kiedyś, jak dziewczyna powiedziała to, i zapłakała,
a ja naniosłem jej świeżych owoców, ryb,
Oliwek i wypieczonych złotych bochnów. Otarła oczy i podziękowała mi.
Teraz oboje odpływamy w ten szkarłatny wieczór.
Uwielbiam to! Nigdy dość długo nie będzie trwała ta przejażdżka.

Tymczasem znów - służbowe biurka, kaloryfery... Nie! To już poza mną.
I nigdy więcej nudy, tylko kino, miłość i śmiech, seks i zabawa.
Bileter dmie w swój mały róg - prędzej, zanim zatrzaśnie się okienko.
Pociąg, którym się mamy zabrać, dojeżdża aż do portu,
a statki tym razem naprawdę są statkami.

Lecz usłyszałem słowa niebios - Czy tak się godzi? To ustawiczne
przesiadanie się raz tu, raz tam?
Śmiech, łzy, no i tak dalej? Czy nie wystarczyłby mu jakiś zwykły smutek?

z tomu Rivers and Mountains, 1966.


John Ashbery
przełożył Piotr Sommer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz