jak kiedy odszedłeś: lasy, bagna, pustkowie.
Nawet teraz po trzynastu latach, Twoi wrogowie
boją się zasadzki, zbici w gromady nad morzem i rzekami,
z ciemnym lasem na plecach.
Och, uśmiałbyś się, widząc
jak stary Increase Mather i jego ponurzy kalwiniści
patrolują palisady, jak zakopują pieniądze
pod podłogami swych szpetnych kościołów
byś nie powrócił nocą
z czerwonym piętnem boga słońca
na czole, Ty, wygnaniec z Pirenejów
Ty, baron Francji i Nawarry,
Ty, mąż squaw, Ty, łaciński poeta,
Ty, wódz wojenny szczepu Pennobscot,
Kennebec i Maliseet!
W zimowe przesilenie nocy
Twoi wrogowie krzyczą przez sen
a wielkie drzewa odrzucają w tył głowy i wołają
nabujcol!
Nie trać ducha, monsieur,
nawet wampir, nawet arcybiskup,
nawet nędzni, gnomowaci niewolnicy
w całonocnych jadłodajniach i stacjach obsługi
usłyszą Twój śpiew
Pieśń o Rolandzie
kiedy żegnasz się
i sięgasz po nóż do skalpowania.
przełożył Jarosław Sokół
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz