Postawiliśmy kosze z rybami w pomieszczeniu z długim
stołem i półką, w którą wetknięte były noże i skrobaczki.
- Pośpieszcie się - powiedział ktoś na schodach. -
Pospieszcie się, zanim nie przypłyną pozostałe promy.
- Zgarnij rybie głowy - powiedział ktoś inny. - w łodzi
jest pusty koszyk.
Budy miały wszędzie naokoło okna i na białym piasku
były nieomal przeźroczyste, widziało się przez nie
jezioro rozciągające się za nimi. W koszu była lutnia
i kapelusz, który pasowałby do moich czarnych spodni.
Spytałem chłopca siedzącego na ławeczce, czy jest
lutnikiem.
- Nie - odparł.
- To kapelusz lutnika - powiedziałem.
W budach śpiesznie sprzątano.
Widziałem jak po jeziorze płyną promy, o których
się mówiło. Siedzieli tam ludzie z fletami, z lutniami
i ze strzelbami. - Tego słyszeć nie chcę - powiedział
chłopiec. - Odpływamy.
- Ostatni raz słyszymy na jeziorze flety - powiedział.
Ivan Wernisch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz