KRAJANIE RYB


Postawiliśmy kosze z rybami w pomieszczeniu z długim
stołem i półką, w którą wetknięte były noże i skrobaczki.
- Pośpieszcie się - powiedział ktoś na schodach. -
Pospieszcie się, zanim nie przypłyną pozostałe promy.

- Zgarnij rybie głowy - powiedział ktoś inny. - w łodzi
jest pusty koszyk.

Budy miały wszędzie naokoło okna i na białym piasku
były nieomal przeźroczyste, widziało się przez nie
jezioro rozciągające się za nimi. W koszu była lutnia
i kapelusz, który pasowałby do moich czarnych spodni.
Spytałem chłopca siedzącego na ławeczce, czy jest
lutnikiem.

- Nie - odparł.
- To kapelusz lutnika - powiedziałem.

W budach śpiesznie sprzątano.

Widziałem jak po jeziorze płyną promy, o których
się mówiło. Siedzieli tam ludzie z fletami, z lutniami
i ze strzelbami. - Tego słyszeć nie chcę - powiedział
chłopiec. - Odpływamy.

- Ostatni raz słyszymy na jeziorze flety - powiedział.

Ivan Wernisch
przełożył Leszek Engelking

Christian Valentinusen. Rybacy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz