KONIE

Wzdłuż urwiska, samym skrajem, tam gdzie przepaść się wyłania,
swoje konie w dal poganiam - i nahajem, i wołaniem.
Brak mi tchu i chciwie wchłaniam mgłę i wicher nad otchłanią.
Czuję, że się zachłysnąłem: głąb mnie wciąga, oszałamia.

Rany boskie, wolniej, konie!
Rany boskie, wolniej...
Nie zważajcie na świszczący bat.
Ach, co za konie narowiste,
nie słuchają mnie...
Człowiek żyć jeszcze chce,
jeszcze śpiewałby rad...
Jeszcze sił trochę mam,
jeszcze pić koniom dam.
I dośpiewam swą pieśń,
skoro tu jeszcze trwam.

Runę w dół, gdy mnie huragan niby puszek zdmuchnie z dłoni.
I powloką mnie galopem w szary świt po śniegu w saniach.
Jeszcze trochę dajcie pożyć, o, nie gnajcie, moje konie!
Czemu tak szalonym pędem do ostatniej biec przystani?

Rany boskie, wolniej, konie!
Rany boskie, wolniej...
Nie zważajcie na świszczący bat.
Ach, co za konie narowiste,
nie słuchają mnie...
Człowiek żyć jeszcze chce,
jeszcze śpiewałby rad...
Jeszcze sił trochę mam,
jeszcze pić koniom dam.
I dośpiewam swą pieśń,
skoro tu jeszcze trwam.

Więc to tu: do Boga w gości zawsze w porę się przychodzi.
Tylko czemu śpiew aniołów tak boleśnie serce rani mi?
Czy to czasem nie dzwoneczek lamentuje i zawodzi?
Albo ja na konie krzyczę, żeby tak nie rwały z sańmi!

Rany boskie, wolniej, konie!
Rany boskie, wolniej...
Nie zważajcie na świszczący bat.
Ach, co za konie narowiste,
nie słuchają mnie...
Człowiek żyć jeszcze chce,
jeszcze śpiewałby rad...
Jeszcze sił trochę mam,
jeszcze pić koniom dam.
I dośpiewam swą pieśń,
skoro tu jeszcze trwam.

Władimir Wysocki
przełożył Józef Waczków

Ludwik Maciąg. Konie.

DAJCIE PSOM MIĘSA...

Dajcie psom mięsa, ludzie, może pogryzą się same,
dajcie zapitym wódzi, niech się zaprawią na amen,
kruki kraczą nad łanem - strachy stawiajcie dalej,
dajcie kąt zakochanym, żeby się wreszczie kochali.
Ziemię obsiejcie zbożem, ruń z niej być może wyrośnie.
Dobrze, zamilknę w pokorze, chcę tylko trochę wolności.

Dali psom mięsa okrawki, psy się o nie nie biją.
Dali pełne karafki, lecz pijacy nie piją.
Kruki strachy widziały, ale się nie strachają.
Parom dali przydziały, pary się nie kochają.
Wodę na pla lali - skutki mało widoczne.
Wczoraj mi wolność dali. Cóż ja z nią teraz pocznę...

Władimir Wysocki
przełożył Józef Waczków

Andrejus Kovalinas. Wolność.

MARSZ STUDENTÓW FIZYKI

Dróg w antyświaty nie przetarł nikt dostąd.
Uważnie mierz, byś oddać mógł strzał czysty!
Cel - pal! Niech jądro rozbije twój proton!
Graj rolę anty... lerzysty.

Ukryte w nim sekrety rozszyfrować czas,
więc jak skarbonkę sezam ten otwórzmy.
Z korzeniem wyrwie z jądra skarby każdy z nas,
odważnie dżina z flaszki w świat wypuśćmy!

Ciasno się zbuły atomy złośliwe
- nie przebrniesz przez tłum nieprzejrzysty.
Na koń! Kwanty goń! Jazda, ruszaj się żywiej!
Graj rolę kawa... ntylerzysty.

Wiem, neutrina nie złapię za kołnierz,
w probówce nikt go nie zamknie.
Może na koniec czynniki wiadome
zajmą się jego przypadkiem.

Czym ciało stałe jest, co ciecz i co gaz - wiem,
choć inni już złudzeń nie żywią,
lecz tonę w marazmie, gdy marzę o plazmie
- to mój ulubiony jest żywioł.

Czas zwalnia bieg, zakrzywia się przestrzeń,
domyka się koło historii.
Kto wie, dokąd może przywieźć nas jeszcze
to rozstrząsanie teorii.

Ukryte w niej sekrety rozszyfrować czas,
nieważny krótki wzrok, przetarte spodnie!
Z korzeniem wyrwie z jądra skarby każdy z nas
i zdrowie dżina wypijemy zgodnie.


Włodzimierz Wysocki
przełożył Adam Łosiewicz

Jena Polak. Tłum.

ILEŻ LAT, ILEŻ LAT

Ileż lat, ileż lat
idzie coraz gorzej.
- Szmalu brak, brak i bab,
bo i być nie może.

Kradłem, by dostatnio żyć
- cóż z tych moich starań?
Mogłem kapitalik zbić,
zamiast chlać po barach.

Żyję jak kościelny dziad,
gęba zakazana...
Szmalu brak, kumpli brak
- wszystko jest... nie dla nas.

Tylko wóda jest i szprot.
Karty - nienajlepsze.
Wszystkie koty - precz za płot!
Nie tylko te pierwsze.

Włodzimierz Wysocki
przełożył Adam Łosiewicz

Franciszek Kostrzewski. Wiejski włóczęga.

NIEPRAWDA - NAD NAMI NIE CIEMNOŚĆ BEZDENNA...

Nieprawda - nad nami nie ciemność bezdenna,
lecz los nasz po Sąd Ostateczny.
Dosięga nas łuna Zodiaku tajemna,
pląs mgławic porywa nas wieczny.

I z głową zadartą patrzymy w odkryte:
Milczenie, Nieznane i Bezkres.
Tam dni i godziny, zdarzenia i byty
na wieki są w księdze przeznaczeń wyryte,
co ma nas osłonić i przestrzec.

Na śniegi lutowe, zawieje i chłody
biel mleczna to środek sprawdzony
- od lat musi Wodnik śródgwiezdną tę wodę
lać w pysk Koziorożca wzniesiony.

Mknie strumień spieniony przez gwiezdne parowy,
to rtęcią się skrzy, to posoką.
Mgły idą marcowe, pękają okowy,
na tarło się rwie para Ryb zagadkowych
ku źródłom srebrnego potoku.

A Strzelec wycofać się musiał z obławy,
gdy strzałę ostatnią połamał
- i może się bawić jak Byk bez obawy
na jasnych majowych polanach.

Lew głodny, łakomie aż z sierpnia zerkając
Barana by w kwietniu chciał złowić.
A rękę czerwcowym Bliźniakom oddają
i Wagę przezornie w kołyskę zmieniają
urocze dwie Panny wrześniowe.

Choć tak materialne jak nici Ariadny
promienie przebiły płaszcz nocy,
to Rak tajemniczy i Skorpion szkaradny
magicznej nie mają już mocy.

A człowiek - na Zodiak swój rzadko narzeka,
los gwiazd własną ręką odmienił
- gościniec w Nieznane wydeptał i przetarł,
a gwiazdy pozbierał, oprawił je w metal...
Aż tyle są warte na ziemi.

Władimir Wysocki
przełożył Adam Łoskiewicz

Alfons Mucha. Zodiak.