POD PARASOLEM

Może nie powinniśmy byli wychodzić.
Zaraz mrok, ogłuszające grzmoty, mokre nogi.
Tęsknota za ciepłem domu,
Myśl, że jesteśmy zbyt bezsilni i śmiertelni
Pod wielkimi kroplami.
Mogliśmy poczekać.
Inni spokojnie śpią, a my
Przyciskamy się do drewnianej laski,
O której twardość rozbija się nasz pokój.
Nigdy nie byliśmy bliżej niż teraz,
Kiedy nas od nieba chroni ta czarna szmata,
Nigdy nie byliśmy tak zwykli i bliscy:
Dwie nagie gałęzie w nocy.
Gdzie teraz jest pragnienie, aby tworzyć, duma,
Powstrzymany gest, zachwyt ciała?
Może gdzieś w bruździe kiełkuje nasienie
I w świecącym oknie są dobre myśli
O nas po śmierci;
Ta woda odbiera nam ziemię,
Nie pozwala spojrzeć w górę,
I wszystko jest wilgocią z ładunkami pustki
W dwóch ruchomych ciałach.
Pies gdzieś gryzie porzuconą kość,
Kiedy kochanek usiłuje stworzyć lustro
Wśród rozrzuconych prześcieradeł.
Nie ma tu rozpaczy, poczucia przyszłości,
Obrazu i myśli, na której się oprzemy - 
Takiego pyłu teraz nie ma.
Tutaj wszystko jest proste, zwyczajne.
Deszcz pada, napełniają się dziury, mrok z wiatrem,
A my powoli odchodzimy.

1978.

Danijel Dragojević
przełożył Edward Zych













Chorwacki poeta, eseista, prozaik. Urodzony w Vela Luka w 1934 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz